24 lutego, 2015
Chemioterapia – terapia, która może zabijać
Medycyna czyni nieustanne postępy w walce z nowotworami, nad nowymi sposobami leczenia pracują najlepsze ośrodki i najwybitniejsi uczeni. Perspektywy są jednak niewesołe: rak niebawem wyprzedzi choroby układu wieńcowego jako główna przyczyna śmierci. Kiedy w kontekście raka pada słowo „odkrycie”, ma ono domyślnie wydźwięk optymistyczny. Zawsze? Niestety, nie.
Chemioterapia – czym jest i jak działa?
Dotychczas kluczową bronią w zwalczaniu raka, ważniejszą nawet od skalpela, jest chemioterapia. Pracowicie wypracowane w laboratoriach, toksyczne substancje chemiczne, cytostatyki, mają hamować reprodukcję komórek nowotworowych, i niszczyć nowotworową tkankę. Zazwyczaj, zwłaszcza na początku kuracji, tak się szczęśliwie dzieje.
Cała sztuka polega na takim skomponowaniu tych trucizn, by zabijały komórki guza, możliwie mało szkodząc pozostałym, zdrowym tkankom i narządom organizmu. Ich dawka nie może być za duża, bo chory nie wytrzyma dużego stężenia tej trucizny, i umrze. Dlatego chemioterapię serwuje się w rundach, żeby w przerwach, organizm miał czas, się nieco zregenerować.
Jednak już od dłuższego czasu onkolodzy zaobserwowali, że o ile pierwsza terapia, pierwsza runda chemii, działa całkiem dobrze i spycha nowotwór do stadium regresji, guz najczęściej się pomniejsza, o tyle nie można tego powiedzieć o następnej rundzie i o dalszych. Stwierdzono statystycznie, że aż 90 procent pacjentów uodpornia się na cytostatyki. Dotyczy to chorych z rakiem, w postaci guzów, na przykład, płuc, prostaty, piersi, jelit.
Dopiero teraz wyszło na jaw, dlaczego, i nie jest to, niestety, wcale wieść krzepiąca.
Współczesne badania…
Elita światowej sławy onkologów, i mikrobiologów, z prestiżowego Fred Hutchinson Cancer Research Center w Seattle, współpracujących z badaczami z University of Washington, Oregon Health and Science University, Buck Institute for Research on Aging, oraz Lawrence Berkeley National Laboratory, uważa, że odkrycie to, było dla nich „kompletnym zaskoczeniem”.
Badacze usiłowali dociec, dlaczego komórki rakowe, które tak łatwo jest unicestwić chemikaliami w laboratoryjnej próbówce, są tak trudne do pokonania w ciele chorego. Jednoznacznie stwierdzili ze zdumieniem, że jest to stały skutek uboczny leczenia w postaci, chemioterapii. Używane do niego chemikalia, owszem, niszczą wprawdzie tkankę nowotworową, ale przy okazji wpływają degenerująco, na DNA zdrowych tkanek otaczających guz, jak również pozostałych tkanek chorego.
Zwłaszcza dotyczy to komórek zwanych fibroblastami. Odgrywają one kluczową rolę w procesie zabliźniania się ran, a ponadto wytwarzają spajający tkankę kolagen. Pod wpływem toksyn cytostatyków, zaczynają, te zdrowe, ale potraktowane cytostatykami fibroblasty, produkować, aż 30 razy więcej proteiny, WNT16B, niż dotychczas, czyli przed podawaniem cytostatyków.
Proteina ta ma właściwości, silnie stymulujące rozrost guza, a ponadto uodpornia jego komórki na cytostatyki chemioterapii.
Jak stwierdzono, po pierwszej rundzie chemii, rakowe niedobitki roznoszone są po całym organizmie.
Gdy po kilku dniach, czy tygodniach, aplikuje się drugą porcję chemioterapii, mających „dobić” pozostałe komórki nowotworowe, aż u dziewięćdziesięciu procent pacjentów, ma ona działanie, kompletnie odwrotne do zamierzonego: zamiast zniszczyć niedobitki raka pozostałe po pierwszej chemii, przyczynia się do ich przyśpieszonego rozwoju, i dodatkowo do zwiększenia ich odporności na chemię.
– To jest niemal uniwersalna, w skutkach śmiertelna, konsekwencja ponownej chemioterapii, – stwierdzają uczeni z amerykańskiego ośrodka.
Proteina WNT16B
Już znacznie wcześniej było wiadomo, że proteina WNT16B, działa na komórki raka, jak nawóz na słabnące plantacje roślin. Nie zdawano sobie jednak sprawy, z wszystkich tego konsekwencji.
Zaobserwowany przez uczonych wzrost poziomu białka, WNT16B, po chemioterapiach, był kompletnie nieoczekiwany, – konstatuje dr Peter Nelson, koordynator przedstawionych, piątego sierpnia, na łamach, najbardziej dziś wiarygodnego, medycznego periodyku, „Nature Medicine”, wyników studium badawczego: Jej wydzielanie przez nierakowe fibroblasty, wcześniej potraktowane chemią, wpływa stymulująco na pobliskie komórki rakowe, przyspieszając ich wzrost, pobudzając inwazję i, co najważniejsze, powodując ich późniejszą odporność na kolejne rundy chemioterapii.
Podstawowa broń na raka, chemioterapia, okazuje się więc obosieczna…
Tyle cytat z czasopisma medycznego uchodzącego za najbardziej wiarygodny periodyk świata.
Powyższe, te bardzo wiarygodne wiadomości, tylko utwierdzają lekarzy praktykujących medycynę naturalną, i medycynę starożytną w podejściu, że agresywne metody leczniczych współczesnej onkologii, nie powinny być jedynym działaniem podejmowanym w celu poprawy stanu chorego.
Lekarze powinni skupić swoje wysiłki także na nie mających skutków ubocznych – „po pierwsze nie szkodzić”, – działaniach wspomagających, wzmacniających zdrowie, prawidłowym odżywianiu, oczyszczaniu, i odtruwaniu ustroju pacjenta, zmianę jego niezdrowych przyzwyczajeń na właściwe, oraz na zdrowotnym uporządkowaniu w szerokim tego znaczeniu, całego życia konkretnego chorego.
Wróć do Rozsądnej SuplementacjiZapisz się do newslettera
Zapisz się do Programu Długowieczności Doktora Pokrywki
Witam chciałem się podzielić dosyć bolesnym dla mnie i moich bliskich „leczeniem” mojej mamy.
Mam 32 lata całe życie mieszkałem z mamą, a los zabrał mi Ją za szybko,mama w szpitalu Rydygiera w Krakowie miała pierwszą chemię w czwartek 11.02.2016 mimo bardzo złych wyników laboratoryjnych min. anemię.Wypisano ją w piątek w południe. W sobotę wystąpiła wysoka temperatura 40 stopni.
W poniedziałek zgłosiłem o coraz gorszym stanie zdrowia do lekarza onkologa, który powiedział że to naturalny stan po chemii.
We wtorek poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu po wizytę domową, którą zalecił onkolog.
Lekarz przyszedł na wizytę w środę stwierdził obustronne zapalenie płuc, zalecił wizytę pielęgniarki w czwartek rano która miała pobrać krew mamie.
W czwartek w południe po konsultacji z moją ciocią wezwałem pogotowie, przewieziono moją mamę na oddział onkologi w czwartek w nocy zadzwonili do mnie żebym się pożegnał z mamą ponieważ stan jest ciężki, przyjechaliśmy wraz z moją siostrą i szwagrem kiedy ostatni raz się do mnie przytuliła powiedziała nie martw się będzie dobrze.
W nocy z czwartku na piątek przeniesiono mamę na oiom.
Podłączono do aparatury stan określono jako stabilny ale krytyczny – miała sepsę.
Świat zawalił mi się w poniedziałek o 7:oo rano mama zmarła.
Wszystko teraz załatwiają za mnie moja kochana rodzina.
Przez całe dotychczasowe nawet dorosłe życie żyłem z mamą.
Absolutnie wszystkich ostrzegam przed chemią i tego typu lekarzami.
Uwaga to napisałem też na innym forum ale to moje przemyślenia.
Wiem tylko że bardzo mi brakuje mamy.
Bardzo przykro nam z powodu Pana sytuacji. Przesyłamy pozytywne myśli.
Witam,
czy mogę prosić o link do tej publikacji w Nature Medicine? Przeszukuję portal bez skutku, a chciałabym o tym dokładniej poczytać.
Z góry dziękuję,
Anna
Publikację znajdzie Pani tutaj: http://www.nature.com/nm/journal/v18/n9/full/nm.2890.html
Bardzo dziękuję za link. Niestety widzę tylko krótki fragment, który nie mówi w sposób bezpośredni o chemioterapii. Liczyłam, nie ukrywam, na szerszy opis, może to kwestia specjalnych dostępów do tego portalu, których nie posiadam, nie wiem…
Pozdrawiam
Anna
Panie Wojtku nie ma reguły…Znam, a może bardziej znałam osoby, które przy chorobie nowotworowej trzymały się tylko naturoterapii (i to bardzo kosztownej) i mimo tego opuściły ziemskie życie. Ale też znam świadectwa, które przy tej samie metodzie się uzdrowiły…Z tego co pan pisze, wnioskuję, że stan pana mamy był bardzo zaawansowany więc szanse też były już niewielkie bez względu jaką metodę by nie zastosowano. Choroba nowotworowa najczęściej to nie wynik jednego czynnika więc i przyczyn jest wiele, dlatego potrzebny jest – w takich okolicznościach – czas na ich odszukanie… A to wykorzystuje choroba, która bez likwidacji przyczyn rozprzestrzenia się i atakuje niemiłosiernie ciało, i je zabija. W takich okolicznościach najlepiej jest zadziałać przyczyno-skutkowo, ale z braku informacji nie zawsze to jest możliwe.
Pani Agato,
Proszę o jakieś namiary na dobrych ludzi którzy leczą metodami naturalnymi. Chcę wspomagać mamę w leczeniu.
Dziękuję
Kuba
Chemioterapia zabiła mi raka złosliwego piersi w 3-cim stadium.Miałam guza w wielkosci 3cm.Nastąpila całkowita remisja i odstąpiono od zamierzanej radioterapi.Jestem mozna powiedziec wyleczona dzieki chemioterapi.
Przy wielu chorobach nowotworowych chemioterapia może dawać dobre rezultaty – cieszymy się, że w Pani przypadku udało się uzyskać tak spektakularny efekt. Życzymy wszystkiego dobrego!
Bardzo wzruszyla mnie a moze bardziej zdenerwowala opowiesc Pana Wojtka. Jest to przyklad traktowania pacjenta w krajach 3 swiata.lekarze powinni odpowiadac przed sadem za przyczynienie sie do smierci mamy P. Wojtka inaczej inni pacjenci tez w taki sposob beda umierali
Moja 62-letnia ciocia miała operację wycięcia nowotworu mózgu – glejaka 3 stopnia, po operacji powróciła do domu w stanie dobrym, następnie po ok 1,5 tygodnia była wezwana na 6 tygodniowy cykl chemioterapii i radioterapii. Ze względu na słabe wyniki krwi nie otrzymała już ostatnich 3 dawek chemioterapii, tylko samą radioterapię. W piątek została wypisana ze szpitala onkologiczbego, czuła się coraz gorzej, złapała zapalenie płuc, po 10 dniach od wyjścia ze szpitala w poniedziałek pogotowie zabrało ciocię do szpitala powiatowego, gdzie w sobotę miała podane płytki krwi, a w niedzielę krew, jednak mimo tego we wtorek zmarła. Praktycznie trochę ponad 2 tygodnie od wyjścia ze szpitala onkologicznego wystarczyło, aby ciocia zmarła. Przed rozpoczęciem brania chemioterapii miała dobre wyniki krwi. Chemioterapia zniszczyła jej odporność i doprowadziła do śmierci 🙁 Gdyby można było cofnąć czas i wiedziałbym więcej o zagrożeniu chemioterapii to mocno odradzałbym jej przyjmowanie chemioterapii.
Mama lat 63 glejak 4 stopnia, wykonano operacje usunięcia guza potem 6 tygodni radiochemioterapii, mama przez podaniem chemii była w super stanie fizycznym po wyjściu ze szpitala słabła w oczach. Chemia tak osłabiła organizm że podczas próby usunięcia krwiaka z mózgu mama zmarła na stole operacyjnym, teraz zastanawiał bym się nad leczeniem tego typu.
Mój tata zmarl 2 dni po 2 chemii przyjetej w domu. Tata, który dzień przrd śmiercią funkcjonował niczym zdrowy człowiek, na drugi dzirń ns SOR słyszę, że tak umiera się na raka. Gdybym konowałom w radomszczańskiej umieralni nie powiedział, ze Tata ma raka to za .. uja by mnie wiedzieli co mu jest, ale tak umiera się na raka.
Panie Wojciechu, moja mama została wykończona chemią. Jak to piszę to mama jeszcze żyje. Leży w szpitalu i po badaniach doszli do wniosku, że musi przerwać leczenie. Przed chemioterapią wyglądała dobrze. Ja wiem jedno. Gdybym kiedykolwiek zachorował na raka NIGDY nie poddam się chemioterapii.
U mojej teściowej onkolog stwierdziła raka płuca.Byl grudzień rutynowe badania.u internisty.karta DILO..W grudniu pierwsza chemia..Mama po pierwszej i drugiej czuła się dobrze,ale miała już inne problemy ze zdrowiem.Byla słaba,zapominała dużo,nie chciała nic jeść.Caly czas była zmęczona i senna.Po 4 cyklach…straciła pamięć ,kontakt z rzeczywistością..nic nie mówiła..miała swój świat Schudła potwornie,wypadły włosy,nietrzymania moczu .Nie poznawała ludzi.Zamkbela się w sobie..Psycho- onkolog stwierdziła,że pamięć już nie wróci…Miała raka płuc,węzłow chłonnych, pęcherzyka żółciowego,wątroby,żołądka i przeżuty w inne partie ciała..Mając 72 lata robiła spacery po 3 km w jedną stronę…Od zdiagnozowania chemii w grudniu .zmarła 30 maja..Z moja mama było podobnie choć byłam młoda..gdy tylko ja otworzyli…za 2 miesiące mamy nie było…Nie wierzę w chemię…myślę że obie moje mamy, żylyby jeszcze jakiś czas na tym świecie.Dla Kogoś kto usłyszy diagnozę rak…godzi się na wszystko w nadziei na cudowne uzdrowienie..Wg mnie to jest na zasadzie tonący brzytwy się chwyta…Żałuję,że moja teściowa zgodziła się na chemię…Jeśli u mnie stwierdza nowotwór,a jestem już na tej drodze medycznie ..nie zgodzę się na chemię.